Promem do Japonii

O tym, że jedziemy do Japonii zdecydowaliśmy jak zwykle spontanicznie. Zastanawialiśmy się jak możemy się do niej dostać. Widzieliśmy dwie możliwości. Drogą powietrzną lub morską. My ze względu na koszty wybraliśmy drogę morską. W Korei Południowej większość promów wypływa z Busan, drugiego co do wielkości miasta w tym państwie. Jest to też najkrótsza droga, do Japonii, dlatego bilety są tam najtańsze. Z Busan można obrać trzy kierunki Fukuokę, Shimonoseki i Osakę. Do Fukuoki oprócz zwykłego nocnego promu kursuje jeszcze szybka łódź oferująca pieszym najszybszy rejs w ciągu dnia. Niestety nie zabiera ona rowerów, a ponieważ my z naszymi rumakami się dosyć zżyliśmy zmuszeni byliśmy poszukać innej opcji. Okazało się, że normalny prom do tej samej miejscowości nie będzie pływać jeszcze przez dwa najbliższe tygodnie ze względu na jakaś kontrolę. Zaczęliśmy więc szukać innej opcji i porównywać ceny za przewóz roweru. Dobrze, że osoby pracujące w terminalu pasażerskim jako tako mówiły po angielsku. Dzięki temu udało nam się wywnioskować jakich cen można się spodziewać i za co. Wybraliśmy opcję do Shimonoseki.

Może ktoś będzie zainteresowany, to podamy odrobinę szczegółów:

Płatności za osobę:

  • Bilet – 95000 Won
  • Opłata paliwowa i portowa łącznie 8800 Won
  • Opłata za rower 10000 Won stała opłata według cennika

I jeszcze żeby było ciekawiej. Jest opłata za nadbagaż. Za każde 5 kg powyżej 20 kg przyznawanych każdemu podróżnemu płaci się 5000 Won. My mieliśmy szczęście ponieważ nie ważono nam sakw i nie kazano płacić za nadbagaż. I dobrze bo mieliśmy go sporo.

Zaskoczył nas fakt, że podczas kupowania biletu na prom do Japonii należy pokazać bilet wyjazdowy z Japonii. Oczywiście my takowego nie posiadaliśmy, więc na szybko zarezerwowaliśmy jakiś lot z Tokio i pokazaliśmy go. To wystarczyło. Nikt nie pytał czy to bilet czy rezerwacja. Poproszono nas tylko o jego okazanie. Nic więcej. Mieliśmy jeszcze do wyboru typ pokoju do spania na promie. W klasie najniższej ekonomicznej są dwa rodzaje. Styl japoński, czyli maty na podłodze lub styl, nazwę go europejskim, czyli łóżka piętrowe. My zdecydowaliśmy się na łóżka piętrowe.

Ważną informacją jest też ta, że rower trzeba nadać wcześniej przed swoją odprawą. Czyli tak samo jak na lotnisku. Miejsce oddania rowerów znajduje się około 100 m od wejścia do głównego terminalu. Wystarczy poprosić panią z obsługi. Na pewno wskaże drogę. Nam oprócz roweru i przypiętych kłódek zabrano jeszcze po dwie przednie sakwy do każdego roweru. Cieszyliśmy się z tego niezmiernie ponieważ jeszcze wtedy myśleliśmy, że będziemy musieli płacić za nadbagaż, a poza tym noszenie wszystkich sakw w ręku nie należy do przyjemności. My używamy ruskich toreb, ale i tak zawsze mamy problem z ogarnięciem naszego majdanu.

Sama odprawa przebiegła sprawnie. Nawet nie kazano nam wyciągać sprzętu elektronicznego z sakw. Otrzymaliśmy pieczątkę i podreptaliśmy na prom. Na promie jak w ulu. Wielu Koreańczyków i Japończyków wchodziło na pokład i tak jak my szukało swojej kajuty. Nie obyło się bez wskazówek obsługi, ale w końcu ją znaleźliśmy. Okazało się, że mieliśmy koje w pomieszczeniu przeznaczonym dla 48 osób. Byliśmy tam pierwsi. Dzięki temu dorwaliśmy się do gniazdka elektrycznego. Niestety gniazdka były już japońskie, a ja adapter wrzuciłem do sakwy, która poszła z rowerami. Na szczęście udało mi się rozwiązać ten problem za pomocą mojej złodziejki. Takim sposobem mogliśmy podładować wszystko co mieliśmy już rozładowane. Później dowiedziałem się, że można było wypożyczyć za kilka złotych adapter w recepcji. Prom posiadał kilka łazienek, restaurację, bar, automaty z napojami, batonami oraz, co nas najbardziej interesowało, ujęcie z wodą pitną zarówno gorącą jak i zimną. Prom zwiedzaliśmy na raty ponieważ nasz „pokój” nie miał zamków w drzwiach, a w każdej chwili ktoś mógł się pojawić z nowych pasażerów. Jak się później okazało byliśmy jedynymi pasażerami, którzy wybrali koje piętrowe. Także pomieszczenie na 48 osób było całe do naszej dyspozycji. Rano podczas wysiadania z promu zdaliśmy sobie sprawę, że byliśmy także jedynymi nie azjatyckimi turystami. Największe zaskoczenie jednak miało nadejść. Nasze rowery czekały już na nas bowiem przy odprawie celnej. Dodatkowo Japończycy nie skanowali bagaży. Spytali się tylko co przewozimy i pobieżnie sprawdzili co mamy w sakwach. Troszkę zajęło nam jeszcze wytłumaczenie, że nie mamy żadnego adresu kontaktowego w Japonii, a numer telefonu dopiero kupimy. Na szczęście udało się to wytłumaczyć i z naklejką zamiast pieczątki w paszporcie pomaszerowaliśmy do wyjścia. W holu głównym zahaczyliśmy jeszcze o informację turystyczną i staraliśmy się wypytać o kilka rzeczy. Niestety kart sim nikt tam nie sprzedawał, a ich darmowy Internet nie działał. Szkoda. Czas było ruszać dalej i rozpocząć nowy etap naszej podróży w Kraju Kwitnącej Wiśni. Ale o tym niebawem. Na razie zapraszam do niewielkiej galerii z promu.


PODOBAŁ SIĘ TOBIE TEN WPIS?

Jeśli tak, to zarejestruj się aby otrzymywać powiadomienia o nowych wpisach związanych z naszymi podróżami. Nie ujawnimy nikomu Twojego adresu!

Szymon

Rower, góry i lampiony – to jego świat u boku żony!

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.