Zatoka Lądującego Smoka

Zatoka Ha Long, inaczej też zwana Zatoką Lądującego Smoka jest jedną z największych atrakcji Wietnamu, przyciągającą tysiące turystów. W 2011 roku została ona nawet wpisana na nową listę cudów natury.

Długo zastanawialiśmy się czy odwiedzić to miejsce i przyznamy szczerze, że pewnie gdyby nie pięć dni uziemienia w Hanoi w oczekiwaniu na wizy do Chin, pewnie byśmy odpuścili. W Wietnamie niestety wpadliśmy w pewien trakt turystyczny (biegnie on od Ho Chi Minh do Hanoi wzdłuż prawie całego wybrzeżna) i prawdę mówiąc mieliśmy już tej turystyki dość. Jako, że czekać z założonymi rękoma też nie chcieliśmy, a mając do wyboru Sapa (tarasy ryżowe), a Ha Long zdecydowaliśmy się na to drugie mając nadzieję, że tarasy jeszcze uda nam się zobaczyć w Chinach.

Rowerem jednak byśmy nie zdążyli obrócić w dwie strony, dlatego wybraliśmy opcję autobusową. W centrum Hanoi praktycznie w każdej uliczce można znaleźć biura lub agencje turystyczne oferujące różne wycieczki po Wietnamie w tym też po zatoce Ha Long. Trzeba jednak uważać, bo wiele z nich świadczy średniej jakości usługi. Jeżeli ma się czas, można czytać opinie lub przeglądać księgi gości (o ile takie w danym miejscu istnieją). My tego czasu nie mieliśmy i skorzystaliśmy z oferty, którą przedstawił nam właściciel hostelu w którym spaliśmy. Wybraliśmy tak zwany bilet otwarty, który kosztował 33 dolary od osoby. Uprawnia on do przejazdu busem do przystani w Ha Long (170 km), rejsu po zatoce (w tym jeden posiłek), transportu na wyspę Cat Ba i powrotu do stolicy w wybranym przez nas dniu (oczywiście po wcześniejszym telefonie i informacji, że chcemy wracać). Innymi opcjami są też wycieczki jednodniowe lub dwu i trzydniowe z noclegami na statku. Niestety są one już droższe. Po zatoce pływa mnóstwo białych, mocno już wysłużonych łodzi. Pech chciał, że tym razem nie do końca wstrzeliliśmy się z pogodą. Niebo było pokryte chmurami, przez które tylko co jakiś czas wyglądało słońce. Na szczęście było ciepło i nie padał deszcz. Sama zatoka zrobiła na nas miłe wrażenie, jednak ciężko nam było do końca rozkoszować się tymi widokami, kiedy dookoła nas kręciła się spora ilość innych turystów, a organizacja wycieczki pozostawiała sporo do życzenia. Niestety nie ma możliwości pływania po zatoce bez wykupionego rejsu. Jedyną opcją w naszym odczuciu na uniknięcie turystycznego natłoku jest wypłyniecie z wcześniejszego niż Ha Long portu promem, który zabiera miejscowych bezpośrednio na największą wyspę zatoki, czyli Cat Ba. Jednak w takim wypadku nie płynie się wśród tych malowniczych wysepek. My pewnie wybierając się tam po raz drugi skorzystalibyśmy z tej właśnie opcji. Zaoszczędzilibyśmy sporo czasu i nerwów. Dlaczego? Chociażby dlatego, aby uniknąć sytuacji, kiedy to na naszych oczach przewodnik ostro kłóci się z trzema turystkami lub też kiedy to nie przejmuje się tym, że inne trzy osoby potknąwszy się skacząc z łodzi na śliskie nabrzeże pokaleczyły sobie ręce i nogi. Do czekania to już dawno przywykliśmy, tym razem łącznie naczekaliśmy się z 5 godzin z czego 3 w oczekiwaniu, aż nasz bus zostanie naprawiony. Jednak nowością okazało się dla nas pchanie busa przez pasażerów.

Największe wrażenie zrobiła na nas wyspa Cat Ba, na której to byliśmy dwie noce i jeden pełen dzień. W tym czasie sami organizowaliśmy sobie czas. Wynajęliśmy motorek i zwiedzaliśmy nim najdalsze zakątki wyspy. Nawet niesprzyjająca pogoda nam nie przeszkadzała, bo ta część widoków, która była nam dostępna zapierała dech w naszych piersiach. Oczyma wyobraźni zatem próbowaliśmy odtworzyć obraz tych terenów w przepięknej słonecznej aurze. Wspięliśmy się też na najwyższy szczyt wyspy i przedzieraliśmy się przez dżunglowe tereny Parku Narodowego. To właśnie Cat Ba uratowała nam ten 3-dniowy wypad do zatoki Ha Long i ją możemy polecić z czystym sumieniem.

Czego nauczył nas ten wyjazd? W sumie dwóch rzeczy. Jak najmniej organizowanych wycieczek, które nie są poparte pozytywnymi opiniami. A druga to unikanie miejsc mocno turystycznych (przynajmniej przez jakiś czas). Także plan na Laos to zero dużych miejscowości i popularnych miejsc. Czy nam się to uda zapewne dowiecie się niebawem.


PODOBAŁ SIĘ TOBIE TEN WPIS?

Jeśli tak, to zarejestruj się aby otrzymywać powiadomienia o nowych wpisach związanych z naszymi podróżami. Nie ujawnimy nikomu Twojego adresu!

Ania

Czerpie z życia pełnymi garściami, świat poznaje wielkimi krokami. Rowerem odkrywa światy nieznane, czasami mąż ma z nią „przechlapane”…

4 myśli na temat “Zatoka Lądującego Smoka

  1. A ja mam zagadkę dla czytelników 🙂 Kto zgadnie, który z pchających Panów na ostatnim zdjęciu to Szymon?

    Pozdrawiam Was gorąco i bezpiecznej dalszej drogi 🙂 A gdzie tym razem się zobaczymy? Jaki kolejny przystanek?

    1. Kasiu, Kolejnym krajem, który odwiedzimy będzie Laos, potem Chiny, a co dalej tego jeszcze nie wiemy. Nasze plany kształtują się w drodze. Zapraszamy Cię, więc do śledzenia bloga. Pozdrawiamy gorąco!

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.