Nie wiem czy wiecie, ale gdy ponownie przekroczyliśmy granicę z Indiami, to wkroczyliśmy na teren zwany Siedmioma Siostrami. Trafiliśmy do miejsca zapominanego przez świat jak i samych Hindusów. Gdy zerkniecie na mapę, to zauważycie, że północno-wschodnie Indie połączone są z resztą kraju tylko wąskim przesmykiem, który to niedawno sami przemierzyliśmy i to nim wkroczyliśmy do innej rzeczywistości, dzikiej i niepodporządkowanej. Dookoła tego obszaru granic swych bronią Buthan, Chiny, Birma i Bangladesz. Siedem stanów północno-wschodnich Indii to niezwykły zlepek ludzi, kultur, religii jak i przyrody. Miejsce, tak różnorodne, że zaskakuje na każdym kroku. Każdy stan jest inny i czymś się wyróżnia. Nam nie udało się tym razem odwiedzić wszystkich siedmiu stanów, więc mamy powód, aby tam jeszcze wrócić.
Drogi
Usterki w długiej podróży rowerowej
Już widzę miny większości kobiet, a zapewne też wielu mężczyzn, czytających ten tekst. O czym on pisze? Rozumiem usterki, ale czemu posługuje się tym dziwnym słownictwem? Czy nie może pisać prościej? Kochani, nie wszyscy muszą rozumieć ten tekst. Każda dziedzina ma swój fachowy język, a nie każdy musi wszystko z danej działki wiedzieć. Także jeżeli nie interesujecie się rowerowymi podróżami od strony technicznej, albo rower przygotowuje Wam specjalista, ten tekst możecie spokojnie sobie podarować. No chyba, że jesteście ciekawi naszych dotychczasowych sprzętowych problemów, to zapraszam do lektury.
Schumacher po azjatycku
O Kirgistanie napisaliśmy już sporo. Świetni ludzie, piękne widoki i odmienna kultura, która ściśle związana jest z religią. Niektórzy więc mogą powiedzieć, że musieliśmy się czuć tam bardzo dobrze. I poniekąd mają rację. Czulibyśmy się właśnie tak, gdyby nie jeden szczegół, który potrafi popsuć naprawdę wiele. Bez odpowiedniego nastawienia do realiów tam panujących wyjechalibyśmy zapewne z tego kraju mocno podminowani. Na szczęście po odwiedzeniu już kilku krajów w Azji nasza poprzeczka zdenerwowania po minięciu której, puszczają nam nerwy, troszkę się podniosła, więc dawaliśmy radę. Jednak czuję, że warto wspomnieć o kilku rzeczach zanim ktoś wybierze się rowerem do tego kraju. (więcej…)
Z Ak Bajtał w kierunku Korytarza Wachańskiego
Po opuszczeniu Karakul rozpoczęliśmy powolną jazdę w kierunku najwyższej przełęczy na naszej trasie. Raz asfalt, innym razem szuter i tarka. Czasem prosta po horyzont, która po chwili zamienia się w wijącą serpentynę. Można więc powiedzieć, że mieliśmy prawie całe spektrum rowerowych tras. Po drodze minęło nas kilka pojazdów. Motocykliści, samochody terenowe czy łaziki. Te ostatnie to najbardziej popularne środki transportu w Tadżykistanie. Od czasu do czasu mijał nas jakiś samochód ciężarowy po brzegi wyładowany węglem. I to tak naprawę wszystko co można zobaczyć w przeciągu całego dnia na tej trasie w październiku. (więcej…)
Karakul i słynna Pamir Highway
Jesteśmy! Nareszcie! Po wielu miesiącach myślenia o tym miejscu, kombinowania jak tam dotrzeć i tysiącach przejechanych kilometrów, w końcu my i nasze rowery znaleźliśmy się w Tadżykistanie na słynnej M41. Jest to droga, zwana też traktem Pamirskim lub z angielskiego Pamir Highway, która rozpoczyna się w Osh, a kończy w Mazar-i-Sharif w Afganistanie.
W drodze do Osz
Wyjazd z Biszkeku nie rozpoczął się zbyt pomyślnie dla nas. Rankiem złapaliśmy gumę. Połataliśmy ją jednak sprawnie i mogliśmy jechać dalej. Niestety po godzinie sytuacja się powtórzyła. Tym razem wada fabryczna dętki.
– Jakoś pechowo dzień zaczynamy – mówię do Ani.
Po kolejnych dwóch godzinach zanotowaliśmy trzeci postój. Okazało się, że wcześniej naklejona łatka nie wytrzymała wysokiego ciśnienia w tylnym kole.
– Wrr! -zdenerwowałem się. – Ile można?
Tym razem wymieniłem całą dętkę, a przy okazji zmieniłem oponę, gdyż stara zaczynała pękać z boku. Nie chciałem ryzykować czwartego postoju. Może później uda się wykorzystać tę starą oponę na mniej obładowany przód mojego roweru. Czas pokaże.