Almaty, coraz bliżej gór!

Pożegnaliśmy się z rodziną Yuriyego i udaliśmy się na stację kolejową. Przed nami długa droga, a miejsca, które udało się dostać niestety na górnych łóżkach. Na szczęście wprawę w ładowaniu się do pociągu już mamy, więc i tym razem sprawnie udało nam się ulokować wszystkie nasze graty, ale ja i tak czułam zdenerwowanie, czy aby na pewno wszystko się uda. Jednak spokojny Szymon jak zwykle nad wszystkim czuwał i już po chwili zapakowani siedzieliśmy w pociągu na drugi koniec Kazachstanu. O atrakcjach w pociągu już pisaliśmy przy okazji naszej przeprawy z Kunming do Pekinu chińskim składem, a następnie rosyjską koleją transsyberyjską z Irkucka do Omska. I tym razem było podobnie. Standardowo już trwały długie rozmowy z współtowarzyszami, było domowe jedzenie, które mieszało się z zapachem dopiero co przygotowanych chińskich zupek. Ogólnie rzecz biorąc panowało podróżnicze podniecenie.

Po kilkunastu godzinach w pociągu dotarliśmy w końcu do Almaty, które szczęśliwie jest stacją końcową. Zaczekaliśmy cierpliwie (ok, ja troszkę mniej cierpliwie niż Szymon), aż fala podróżnych opuści skład i przystąpiliśmy do wynoszenia naszego dobytku. Szybkie składanie rowerów, przepakowywanie i po kolejnej godzinie zwarci i gotowi opuściliśmy peron. Nowe miasto, godzina szczytu, czas powrotów z pracy, zmęczeni i zdenerwowani kierowcy. To wszystko nie ułatwiało nam przebijania się na drugi koniec miasta, gdzie mieszka nasz couchsurfingowy host Artem. Wszyscy trąbili na nas i na siebie nawzajem jak szaleni! Ktoś wymusił na nas pierwszeństwo i jeszcze na dowiedzenia kierowca wystawił środkowy palec w naszym kierunku. Hałas nieziemski, korek i my w tym wszystkim, głodni, niewyspani i zdenerwowani. To nie wróży dobrze, pomyślałam. No i wykrakałam, bo w tym wszystkim i między nami doszło do potężnej awantury, standardowo o jakąś błahostkę, która w tamtym momencie każdemu z nas wydawała się sprawą pierwszorzędną. Obrażeni na siebie z wizją powrotu do domu poszliśmy coś zjeść i odpocząć. I wiecie co? To chyba było bardzo dobre posunięcie, bo wszystkie żale i pretensje uleciały. Ja już nawet nie pamiętałam o co się kłóciliśmy, a Szymon najedzony też spokojnieje. Pogodzeni, z pełnymi brzuchami i z podładowanymi akumulatorami wyruszyliśmy na dalsze przedzieranie się przez miasto. Nie minęło pięć minut, a zauważyłam, że ktoś do nas macha i jednocześnie usłyszałam wesołe „Zdrastwujtie!”. Po chwili kolejne. I nagle cały wcześniejszy nieciekawy obraz zamazał się, ustępując miejsca przyjaznej stronie Almaty.

W końcu dotarliśmy pod wskazany adres. Artem powinien być już w domu, więc dzwonimy. Drzwi otworzył nam wysoki chłopak w okularach o szerokim uśmiechem na twarzy. Pomógł nam wnieść nasze toboły na trzecie piętro. Rowery i część sakw wylądowały na balkonie, jako że Artem mieszka w kawalerce, a my ulokowaliśmy się w pokoju Artema. Po krótkiej rozmowie już złapaliśmy wspólny język i doszliśmy do wniosku, że mamy wiele podobnych zainteresowań. Nasze kuchenne rozmowy przy herbacie przerwał nagle dzwonek do drzwi. Przyszedł kolega Artema pożyczyć sprzęt biwakowy na zbliżający się długi weekend. Jak już przyszedł, to przecież nie wypada tak szybko wychodzić. Trzeba się poznać. Dołącza do kuchennej imprezy. Zhan, bo tak ma na imię nowoprzybyły gość, ma ogromne poczucie humoru i strasznie dużo mówi. Nie można się przy nim nudzić. W ciągu jednego wieczoru opowiedział nam nie jedną historię ze swojego życia, a na pożegnanie zapytał jakie mamy plany na kolejne dni i czy nie chcemy się wybrać z nim i jego znajomymi w góry. Jako, że nasz plan, to brak planu, zgodziliśmy się na propozycję.

Na kilka dni pożegnamy się z naszymi rowerami i wyruszymy na trekking po okolicznych górach. Co tam się nie działo! Kupa śmiechu, improwizacji i wielkich chęci naszych współtowarzyszy. Opiszemy Wam o tym w kolejnym wpisie, bo wszystkiego na raz się nie da.

Almaty okazało się całkiem ciekawym miejscem. Jako największe miasto Kazachstanu i dawna jego stolica, która miejsca ustąpiła Astanie, poszczycić może się wieloma ciekawymi budynkami i przepięknym położeniem u podnóża gór Tienszan. To nowoczesne miasto doczekało się też pierwszej linii metra, a na jego ulicach już wiszą informacje o zbliżającej się w 2017 roku zimowej uniwersjadzie. W oczekiwaniu na trekking wybraliśmy się na kolejne niesamowite spotkanie z naszymi przyjaciółmi z Kunming. Pamiętacie Annie, Jonathana i trójkę ich dzieci z którymi spędziliśmy Wielkanoc? Tym co nie pamiętają, przypomnę, że są oni od maja w podróży po Jedwabnym Szlaku i niebawem pewnie zawitają do Polski. Spotkaliśmy się z nimi po raz pierwszy przypadkiem w Wietnamie, potem skorzystaliśmy z ich gościny w Chinach, kolejny raz dane nam było się spotkać w Ułan Bator w Mongolii i teraz ponownie nasze drogi skrzyżowały się tu w Almaty. Kiedy będzie kolejna okazja? Czas pokaże. Już teraz jednak wiem, że tych spotkań będzie z pewnością więcej, bo zżyliśmy się ze sobą. I tak jak oni zyskali polskich przyjaciół, tak i my mamy w nich bliskie osoby w Państwie Środka.

A na zakończenie chciałabym tylko od siebie życzyć Wam moi drodzy, abyście nauczyli się załagadzać wszelkie awantury i kłótnie, bo życie jest za krótkie, aby je na nie marnować. Doskonale zdaję sobie sprawę, że czasami nie da się ich uniknąć. Nam to też jak widać, często się nie udaje. Nauczyliśmy się jednak siebie nawzajem. Znamy już swoje charaktery i wiemy jak do siebie dotrzeć. Starajcie się też odrzucać wszelkie nieprzyjemne sytuacje, które Was spotykają. Nie warto ich rozpamiętywać, bo mogą zamazać tyle innych pozytywnych rzeczy, które Was spotykają. To na nich się skupcie przede wszystkim i uśmiechajcie się do siebie. Uśmiech to klucz do wielu serc. Dobrego dnia Wam życzę.

[Sierpień 2015]

No photos

PODOBAŁ SIĘ TOBIE TEN WPIS?

Jeśli tak, to zarejestruj się aby otrzymywać powiadomienia o nowych wpisach związanych z naszymi podróżami. Nie ujawnimy nikomu Twojego adresu!

Ania

Czerpie z życia pełnymi garściami, świat poznaje wielkimi krokami. Rowerem odkrywa światy nieznane, czasami mąż ma z nią „przechlapane”…

2 myśli na temat “Almaty, coraz bliżej gór!

  1. Kochani Święta to czas dla odpoczynku i spotkań z bliskim, i, my za pomocą internetu, składamy życzenia zdrówk,,szerokich dróg oraz samych otwartch i przyjaznych Wam osób Ciocia Ala z Rodzinkną

    1. Ciociu, bardzo serdecznie Wam dziękujemy za życzenia! Dla nas niestety te święta nie mają takiej magii jak te, które spędzaliśmy z najbliższymi. To oni w końcu tworzą ten niepowtarzalny klimat. Dlatego jest nam niesamowicie miło czytać tak ciepłe słowa i wiedzieć, że o nas pamiętacie 🙂 My również życzymy wszystkiego dobrego w te Święta i szczęścia w Nowym Roku!. Pozdrawiamy serdecznie z Nepalu!

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.