Pokrzyżowane plany

Jak wiecie nasz plan podróży zmienia się dosyć często. Ponieważ Internet potrafi spłatać figla, często korzystamy z opinii osób spotkanych w trasie. To one doradzają nam, co ciekawego możemy zobaczyć w danym kraju, a co ominąć, aby nie natknąć się na tłumy turystów. Opinie rowerzystów mają w naszych oczach największe uznanie. Tak było i tym razem. Nasze plany po rozmowie z Annie i Jonathanem z Kunming zakładały, aby dostać się autobusem z rowerami do Deqin, skąd mieliśmy wybrać się na trekking w góry i spędzić noc w Upper Yubeng z widokiem na 5-tysięczniki. Następnie, o ile warunki pozwolą, pochodzić sobie po wyższych partiach gór. Później mieliśmy wrócić do Deqin, by już na rowerach powoli, poprzez ponad 4-tysięczne przełęcze, pedałować w kierunku Kunming. Po drodze planowaliśmy jeszcze odwiedzić Shangri-la (Jiantang). Tam zamierzaliśmy odbić w boczną drogę i Wąwozem Skaczącego Tygrysa dojechać do Lijiang, by później dotrzeć do Dali, a stamtąd do Kunming.

Plany planami, ale aura postanowiła wtrącić swoje „3 grosze”. Temperatura w okolicach zera, plus padający na przemian deszcz i mokry śnieg, skutecznie ostudziły nasze zamiary. Mając na uwadze dziurawy namiot (nowy jest w drodze i mamy go odebrać po powrocie do Kunming), obecne przeziębienie i brak ciepłych ubrań na przebranie, postanowiliśmy zmienić nasze dalsze poczynania.

Po zwiedzeniu Deqin, wypiciu tybetańskiej herbatki z dodatkiem soli i masła z jaka zwinęliśmy manatki i pojechaliśmy autobusem prosto do Shangri-la. W autobusie oczywiście uraczeni zostaliśmy dymem papierosowym naszych współtowarzyszy, ale pierwszy raz trafiliśmy na kierowcę, który nie palił. Jednak istnieją tacy? Dla nas to spore zdziwienie, bo mamy jeszcze w pamięci kierowcę z poprzedniego autobusu, który na górskiej, krętej drodze spalił pod rząd 8 papierosów (później przestaliśmy już liczyć, bo widoki za oknem były zdecydowanie ciekawsze) i dodatkowo rozmawiał w tym samym czasie przez telefon. Wracając jednak do naszego busika do Shangri-la, cieszyliśmy się, że udało nam się wywalczyć miejsce przy oknie wywalczyć, mimo iż bilety wskazywały inaczej. Dzięki temu oprócz odrobiny tlenu, udało się też przy okazji zrobić kilka zdjęć. Przyznać trzeba, że akurat w tym momencie dopisało nam szczęście, ponieważ z położonego na około 3200 m.n.p.m Deqin, gdzie mieliśmy tylko deszcze, śnieg i mgłę, po wjechaniu na ponad 4 tysiące dostaliśmy w prezencie 1 godzinę dobrego okna pogodowego, co zaowocowało pięknymi widokami.

Tak jak kiedyś wspomniałem, do pogody trzeba mieć szczęście. Niestety nie dopisało nam ono tym razem na tyle, by przejechać tę trasę rowerem. Od miejscowych dowiedzieliśmy się, iż przez dwa tygodnie przed naszym przyjazdem w te tereny, aura była zdecydowanie lepsza i wycieczki rowerowe byłyby wręcz przyjemnością (no może poza wspinaniem się pod spore góry). Według prognozy za 1,5 tygodnia znowu pogoda miała się polepszyć. My już jednak nie chcieliśmy tego sprawdzać, stąd decyzja o podjechaniu do Shangri-la i szukaniu szczęścia z aurą właśnie tam. Czy to się nam udało? O tym już niebawem na blogu.

 

No photos

 

PODOBAŁ SIĘ TOBIE TEN WPIS?

Jeśli tak, to zarejestruj się aby otrzymywać powiadomienia o nowych wpisach związanych z naszymi podróżami. Nie ujawnimy nikomu Twojego adresu!

Szymon

Rower, góry i lampiony – to jego świat u boku żony!

6 myśli na temat “Pokrzyżowane plany

  1. Boję się zaglądać na wasz blog.
    Najpierw, że ktoś was porwie.
    Potem, że zjeci coś, od czego się pochorujecie.
    Teraz w tych górach, że zje was jakieś Yeti.
    Nie znam odważniejszej pary pozytywnych szajbusów od was 😀

    1. Dobrze wiedzieć, że jesteśmy szajbusami:) Śniegi i mrozy już za nami. Żołądki całe, choć brakuje nam polskiej kuchni. Yeti nas też jeszcze nie dopadło, ale będziemy go szukać:) Zatem nie pozostaje nam nic innego jak jechać dalej. Pozdrawiamy całą Waszą rodzinkę!

  2. Widoki niesamowite! Oglądając Wasze zdjęcia, można na chwilę oderwać się od zwyczajnej codzienności. Hmmm…To teraz Wy macie śnieg, a my słońce 😉 Pozdrawiamy z Gdańska 😉

    1. Beatka, Wam chyba teraz szara codzienność nie doskwiera. Cieszymy się, że zdjęcia się podobają. A pogoda u nas już też się zmieniła i jest zdecydowanie cieplej. A my pozdrawiamy Waszą rodzinkę z Chin!

  3. Ufff… Odezwaliście sie.

    Czekaliśmy na jakiekolwiek info od was na blogu, bo podobno w Chinach było potężne trzęsienie ziemii i trochę się baliśmy, no dobra bardzo sie baliśmy. Powiem więcej … mój tata (z Radzynka) nawet dzwonił do mnie, jak się dowiedział o trzęsieniu ziemi i pytał, gdzie jesteście i czy jesteście cali. Także Ania, Szymon nie dajcie się zjeść żadnemu Yeti i nie dajcie się zasypać żadnej lawinie, bo mnóstwo osób wam kibicuje!

    Oprócz tego muszę przyznać, że wasze opisy na blogu czytam z utęsknieniem. Jest ogromna progresja w stylu pisania względem poprzednich wypraw. O zdjęciach nawet nic nie mówię, bo po prostu musicie wydać z waszej podróży album. Bezdyskusyjnie. Zapisuję się na pierwsze wydanie z dedykacją! Biorę dwie sztuki. Gdzie przelać kasę?

    Jesteście parą najbardziej pokręconych wariatów, jakich znam, ale to już pewnie wiecie 🙂
    Trzymajcie się ciepło.

    1. Żyjemy, żyjemy i mamy się dobrze. O trzęsieniu ziemi w Nepalu i okolicach dowiedzieliśmy się z mediów. Po raz pierwszy jesteśmy wdzięczni Chinom za wysokie ceny w Tybecie, bo to nas skutecznie odstraszyło od przyjazdu w to miejsce.

      Wpisy pojawiałyby się częściej, ale chiński firewall skutecznie nam to utrudnia. Ale jak tylko złapiemy lepsze łącze nadrobimy zaległości.

      Wy również się trzymajcie i pozdrów całą rodzinkę!

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.