Kanion Szaryński

Dochodzi 15:00. Trzy godzinne spóźnienie zwiastowało, że będzie ciekawie. Ale w końcu są! Pakujemy nasze plecaki do prawie pełnego już auta i zaczynamy przygodę, tym razem bez rowerów. Zhan jak zwykle z uśmiechem od ucha do ucha przedstawia nam swojego kolegę. Jeomi, bo o nim mowa, to Szkot, który wcześniej pracował w Astanie i tak poznał Zhana. Obecnie znalazł pracę w Hong-Kongu i postanowił odwiedzić kolegę. Tyle, że zapomniał o tym fakcie wspomnieć szefowi i zastanawia się jaka będzie jego reakcja po powrocie.

Ruszamy. Głośniki na pełen regulator z których płynie rosyjski punk rock. W końcu chłopaki muszą się obudzić po całonocnym koncercie na który się wybrali. Na marginesie dodam, że niektóre kawałki, słyszane po któryś raz z kolei nieodzownie kojarzyć mi się będą z tą wycieczką. Po drodze zahaczamy o sklep, bo przecież trzeba zrobić zakupy na kolejne kilka dni. Do koszyka ląduje makaron, kiełbasa, konserwy, koncentrat pomidorowy i kilka czekolad. Jeomi dokupuje sobie kilka piw na poprawienie humoru. Zhan, który trwa w swoim postanowieniu abstynencji nie sięga po złoty trunek. Pakujemy się ponownie do auta. Droga do celu dzisiejszego dnia wiedzie przez malownicze zakątki. Musimy być czujni, aby nie przegapić szutrowego odbicia w lewo. Całe szczęście Zhan już tu był i zna drogę. Skręcamy i przez kolejne 11 kilometrów unoszą się za nami ogromne tumany kurzu. Nagle wszyscy zamieramy, by po chwili wybuchnąć gromkim śmiechem. Naszym oczom ukazał się dość niecodzienny widok. Kobieta na rowerze, ewidentnie miejscowa, a za nią w oddaleniu dwóch, trzech metrów jedzie auto prowadzone przez wyraźnie już wstawionego mężczyznę (najprawdopodobniej jej męża), który prawą ręką trzyma kierownicę, a lewa wystawiona przez okno spleciona jest wokół złocistej buteleczki. Do głowy nasunęło nam się skojarzenie: „baba z wozu, koniom lżej”. Z tym niecodziennym widokiem w pamięci, docieramy w końcu do bramy wjazdowej. Jesteśmy w Kanionie Szaryńskim! Rosjanie nazywają go Czaryńskim, ale trzeba pamiętać, że to ten sam kanion. Kupujemy bilety z możliwością noclegu na miejscu pod namiotem i pędzimy dalej, by zdążyć zobaczyć to miejsce jeszcze przed zachodem słońca.

Wysiadamy z samochodu i naszym oczom ukazuje się niesamowity widok. Coś jak miniatura kanionu Colorado w Stanach Zjednoczonych. Niektórzy nawet nazywają go młodszym bratem amerykańskiego kolosa. I nie ma się co dziwić. Prawie 200 kilometrów długości przy nawet 300 metrach wysokości robi wrażenie. Czerwono – bordowe, pofalowane skały wyglądają niesamowicie, zwłaszcza przy zachodzie słońca, na który idealnie zdążyliśmy. Wąską i niesamowicie stromą dróżką już po ciemku zjeżdżamy ślimaczym tempem w dół kanionu. Nie dziwi już nas zakaz jazdy po tych terenach samochodów z napędem na jedną oś. Takie samochody prawie nie miałyby szans na powrót pod tę górę. W świetle gwiazd z czołówkami na głowach szukamy dogodnego miejsca pod nasze namioty. Przy okazji oglądamy Eco Park, który posiada domki gościnne oraz jurty, w których można przenocować.

Jeomi wykorzystuje fakt istnienia mini restauracji i dopytuje się o złocisty trunek. Niestety pechowo dla niego alkohol się skończył. Niepocieszony musi obejść się smakiem. Wracamy do samochodu i podjeżdżamy pod upatrzone miejsce, gdzie chcemy rozłożyć namioty. Przy okazji rozkładania jest nieco śmiechu. Chłopaki nie mają w tym doświadczenia, więc siłują się z pałąkami i przymierzają tropik na wszystkie możliwe sposoby. Robią też sobie wymówki, czemu nie przećwiczyli rozkładania namiotu wcześniej. Wszystko to jednak odbywa się w braterskiej atmosferze z dużą dozą śmiechu i docinek. Na koniec przyjmują naszą pomoc i jakoś udaje nam się rozłożyć również i ich namiot. Skoro nasze domki już gotowe pora na kolację. I tu także nie brakuje śmiechu. Jeomi narzeka na brak sklepów. Zhan opowiada o pracy, życiu i Kazachstanie. Chłopaki wspominają także stare czas i ich nocne eskapady po barach w Almaty. Rozmowa trwa w najlepsze, a tu dobija północ, więc trzeba iść spać.

Plan wstania o wschodzie słońca oczywiście spala na panewce. Zawsze to Szymon wstaje późno i jest problem z jego dobudzeniem. Cóż. Chłopaki wyznaczyli nowy wymiar późnego wstania. Po śniadaniu wracamy drogą na górę podziwiając tak zwaną Dolinę Zamków. Jest to najbardziej popularny odcinek w całym kanionie. Posiada on bowiem najprzeróżniejsze formy skalne wyrzeźbione w zboczach kanionu. Strome ściany, bloki skalne podobne do murów zamkowych, baszty, wieże i wiele innych form skalnych, które przypominają głowy zwierząt. Wyobraźnia ludzka potrafi nazwać nawet najbardziej dziwne skały, więc każdy może znaleźć tutaj coś innego.

Poniżej kilka informacji praktycznych:

– Wstęp do Parku Kanion Szaryński kosztuje 700 KZT/os. Za wjazd samochodem z możliwością rozbicia namiotu płaci się dodatkowo 2000 KZT. My płaciliśmy tylko za jeden namiot, bo powiedzieliśmy, że śpimy wszyscy w tym samym. Istnieje opcja wykupienia noclegu w Eko Parku. Do dyspozycji są tam domki letniskowe lub jurty.

– Wąwóz oddalony jest od głównej drogi o około 11 kilometrów, zatem najlepiej mieć własny transport w postaci samochodu, motocykla lub roweru. W sezonie turystycznym powinno udać się też łapanie stopa.

– Wstęp na dno wąwozu jest dostępny tylko dla samochodów terenowych i motocykli. Rowerami i pieszo oczywiście też się da.

Czy warto odwiedzić to miejsce? To już musicie ocenić sami. Nam się podobało i jedyne co żałujemy, to fakt że mieliśmy tak mało czasu na jego zwiedzenie. Zaraz bowiem po obejrzeniu tego skrawka kanionu wyruszyliśmy w drogę ku kolejnej atrakcji, jaką są jeziora Kolsai. Ale to już historia na kolejny wpis. 

[Wrzesień 2015]

No photos

PODOBAŁ SIĘ TOBIE TEN WPIS?

Jeśli tak, to zarejestruj się aby otrzymywać powiadomienia o nowych wpisach związanych z naszymi podróżami. Nie ujawnimy nikomu Twojego adresu!

Ania

Czerpie z życia pełnymi garściami, świat poznaje wielkimi krokami. Rowerem odkrywa światy nieznane, czasami mąż ma z nią „przechlapane”…

6 myśli na temat “Kanion Szaryński

  1. Zdjęcie kanionu ląduje na mojej tapecie. Jak ja wam zazdroszczę przygód i tych pięknych miejsc które zwiedzacie.

    Pozdrowienia z Polski i szczęśliwego Nowego Roku.

    1. Mam nadzieję, że z Waszych wyjazdów również przywozicie dużo zdjęć. Po naszym powrocie wpraszamy się na herbatę, aby obejrzeć foty i posłuchać Waszych opowieści:D

  2. Kochani, te Wasze uśmiechy mówią same za siebie 🙂 Piękne widoki… A przy okazji wszystkiego dobrego z okazji zbliżającego się Nowego Roku 🙂 Buziaki od całej rodzinki 🙂

    1. Ciociu, niestety dziś (29.12) nic, poza tym komentarzem, do nas nie dotarło. Jednak podanie witryny internetowej przy dodawaniu komentarza nie jest wymagane. Musiała być inna przyczyna, że dany komentarz się nie wyświetlił. Niemniej serdecznie dziękujemy za pozdrowienia. Odwzajemniamy je uściskami z chłodnego Nepalu 🙂

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.