Punkt graniczny w Poipet jest najbardziej obleganym przejściem granicznym pomiędzy Tajlandią, a Kambodżą. Przez niego właśnie przebiega główny szlak turystyczny z Bangkoku do Angkor Wat, czyli największego i najbardziej znanego kompleksu świątyń w Kambodży.
My znając niepochlebne opinie o tym przejściu ustawiliśmy się z samego rana razem z tak zwanymi mrówkami (nie znam niestety tutejszej nazwy, więc podaję polski odpowiednik). Godzina 6:00 rano, a kolejka i tak była duża. Na szczęście samo przejście przez tajlandzką stronę przebiegło sprawnie, jednakże trzeba było mieć troszkę krzepy, aby wprowadzić rowery na 1 piętro bowiem tam właśnie mieści się straż graniczna.
Po małym treningu siłowym z rana przyszła pora na zdobycie wizy kambodżańskiej. Miejsce gdzie można ją wyrobić znaleźliśmy szybko, ale to dopiero był początek zabawy. Otrzymaliśmy druki, które sprawnie wypełniliśmy. Następnie poproszono nas o zdjęcia do wiz. Ania i ja takowe posiadaliśmy, jednakże Agata zmuszona została do zapłacenia 100B za 1 zdjęcie. Dodatkowo poproszono nas o 30$ i 100B na głowę za wizę. Troszkę się zdziwiliśmy ponieważ na forach pisano o 20$ za wizę i 10$ łapówki (opłaty dla miejscowych za jej wyrobienie). Jak się okazało posiadaliśmy nieaktualne dane i cennik na 2015r wynosi jak wyżej. Z jednej strony niestety ceny podrosły, ale z drugiej pogranicznicy ograniczyli swoje „myto”, więc różnica nie jest tak mocno odczuwalna. Wracając do naszych wiz, a raczej czekania na nie. Wiedzieliśmy, że musimy uzbroić się w cierpliwość. Specjalnie więc nie podchodziliśmy do urzędników z pytaniem kiedy będzie gotowa. Dlaczego? Wiedzieliśmy, że i tak nie przyspieszymy ich pracy. Wręcz mogliśmy ją opóźnić, a oni widząc nasze zdenerwowanie z ubiegającym czasem mogliby zażądać dodatkowej opłaty za przyspieszenie jej wyrobienia. Mając w pamięci opisy z forum o czekaniu 4-godzinnym spokojnie rozsiedliśmy się na schodach prowadzących do placówki i rozpoczęliśmy konsumpcję naszego śniadania. Po jakiejś godzinie podszedł do nas przedstawiciel wizowy i powiedział, że jeszcze chwilę musimy poczekać, ponieważ on musi pojechać do swojego szefa po podpis. My ze spokojem przyjęliśmy jego wyjaśnienia i dalej okupowaliśmy schody. Jakież było nasze zdziwienie, gdy nie później niż 10 min po tej informacji paszporty z wizami mieliśmy w naszych rękach. Tym większe ponieważ Agacie przez ten cały czas nikt nie przyszedł zrobić zdjęcia! Jak widać wystarczyło 100B, aby nie było ono potrzebne. Z drugiej strony sam się zastanawiałem po co są te zdjęcia, skoro wiza ich nie posiada. Cóż. Co zrobić. Co kraj to obyczaj. Po odbiorze wiz czekało nas jeszcze wypełnianie wniosków o przejście do Kambodży oraz otrzymanie pieczątki do paszportu. To już przebiegło sprawnie i po łącznie 2 godzinach od ustawienia się w pierwszej kolejce oficjalnie byliśmy w Kambodży.
A czy Wy możecie się pochwalić podobnymi przygodami na tym przejściu granicznym? Jeżeli tak to zapraszam do wpisu w komentarzach.
Poniżej umieściliśmy kilka zdjęć z ruchu granicznego, które udało nam się wykonać podczas oczekiwania na wizę.
Bardzo interesujące doświadczenie… Ciekawa sprawa z rosnącymi cenami za wizy i łapówki i znikającymi zdjęciami…
Siostra dostanie reprymendę za nieprzygotowanie do wyprawy (już niedługo zobaczymy się! Dzięki za bezpieczne kilometry Waszej wspólnej przygody:).
Podoba mi się, że zamieszczacie zdjęcia z ludźmi w codziennych sytuacjach – czy nikt nie robi Wam problemu za fotografowanie?
A! Oczywiście, bardzo bardzo bardzo dziękuję za wpis o jedzeniu! Ze względu na te pyszności, chciałabym być tam z Wami:) Może Agata przywiezie jakiegoś małego banana…
Osoby z Kambodży nie mają z byciem fotografowanym żadnego problemu. Uśmiechamy się, pokazujemy na aparat, a oni przeważnie odwzajemniają uśmiech lub kiwają głową na zgodę. Sporadycznie zdarzają się jednak przypadki, że ktoś nie chce być fotografowanym. Wtedy oczywiście odpuszczamy.
„Przez niego właśnie przebiega główny szlak turystyczny z Bangkoku do Angkor Wat, czyli największego i najbardziej znanego kompleksu świątyń w Tajlandii.” w Kambodży chcieliście napisać 😉
Całę szczęście przejście graniczne przy Paillin jest dużo mniejsze i opuszczenie Kambodży zajęło mi z 15 minut – tylko tyle co podbicie pieczątki po stronie kambodżańskiej i wypełnienie formalności w związku z (ponowną) wizą do Tajlandii.
Oczywiście masz rację. Dzięki za znalezienie chochlika. Już poprawione. A czy orientujesz się może czy osoby chcące dojechać z Bangkoku mają jakieś dogodne połączenie do tego przejścia granicznego?