Podróż nie zawsze jest wędrówką po krajach, od atrakcji do atrakcji. Jest także nauczycielem, psychologiem, lekarzem, a z czasem Twoim najlepszym przyjacielem z którym nie możesz się rozstać. Tak też jest w naszym przypadku. Czego więc nas nauczyły Chiny?
Dobro jest wśród nas, dobrem trzeba się dzielić, a wtedy dobro wraca. Niby to takie oczywiste i proste, ale czy na pewno? Czy wyciągnąłbyś rękę do potrzebującego, którego nie znasz? Czy pocieszyłbyś smutnego, którego widzisz pierwszy raz na oczy? Czy zwyczajnie obdarzyłbyś, drogi Czytelniku, drugą osobę dobrem? Czy może stwierdziłbyś, że to zbyt ryzykowne, przecież ta osoba może Ciebie wyśmiać, może nie zrozumieć, a w najgorszym przypadku nawet może okazać się niebezpieczna. Sam odpowiedz sobie na te pytania, tak jak my odpowiedzieliśmy. A może po przeczytaniu tego wpisu zmienisz zdanie, a może po prostu pewne sprawy staną się oczywiste?
Spotkaliśmy się przez przypadek jeszcze w Wietnamie. Zwykła wymiana zdań. Skąd jesteście? Dokąd jedziecie? Po krótkiej rozmowie dostaliśmy zaproszenie do Kunming. Wtedy jeszcze nawet nie wiedzieliśmy czy do Chin pojedziemy, dlatego grzecznie podziękowaliśmy i pożegnaliśmy się. Los jednak tak pokierował naszymi ścieżkami, że zaprowadził nas do Państwa Środka, a co za tym idzie pozwolił ponownie spotkać się z rodziną Su.
Annie i Jonathan Su są szczęśliwym małżeństwem. Razem z trójką swoich dzieci tworzą backpackerską rodzinę, zupełnie inną od typowego modelu chińskiego. To co ich wyróżnia, to zdecydowanie fakt, że rozmawiają miedzy sobą zarówno po chińsku jak i po angielsku. Nie mają skuterów, ani samochodu, a ich środkiem lokomocji są rowery. Wiecznie pogodni, z szerokimi uśmiechami na twarzach. Już na pierwszy rzut oka widać, że bardzo się kochają i wspólnie dzielą pasję podróżowania. Odwiedzili już mnóstwo miejsc, a kolejne przed nimi. Już za dwa miesiące spakują plecaki i wyruszą w roczną podróż po Europie, Azji i Bliskim Wschodzie. Mimo natłoku obowiązków związanych z codziennymi sprawami połączonymi z planowaniem zbliżającej się wielkimi krokami podróży, nie zawahali się nam pomóc. W tym wielkim mieście dostaliśmy od nich dach nad głową. Ba, co ja mówię, dostaliśmy do dyspozycji całe mieszkanie ich krewnych, których akurat nie ma teraz w Kunming! Możecie sobie wyobrazić nasze miny, kiedy to przygotowani na nocleg na podłodze gdzieś w kącie ich mieszkania, dostajemy klucze do ręki z informacją, że mamy się tam czuć jak w domu i możemy zostać tak długo jak tylko chcemy. Nie muszę oczywiście wspominać, że to wszystko za darmo! Gdyby tego było jeszcze mało, pomogli nam jeszcze w wielu innych sprawach, będąc pośrednikami w zrozumieniu chińskiego języka. Przykładem jest wskazanie miejsc w Kunming, gdzie moglibyśmy kupić rzeczy, które nie wytrzymały tych 3 miesięcy w drodze. Pierwsza padła Szymona mata samopompująca. Na początku zrobił się bąbel na którym nie dało się spać, a później jeszcze zaczęło ulatniać się powietrze. Także już od ponad miesiąca spał na nie pompowanej macie. Potem podłoga namiotu dostała nagle setki małych dziurek, które przy słonecznej pogodzie problemem nie są, ale już w deszczowe noce mogą okazać się nie lada utrapieniem. W sumie to nawet nie wiemy jak one powstały. Podejrzewamy, że może rozłożyliśmy się na jakimś polu, gdzie wcześniej ktoś rozpylił jakieś środki żrące, bo raczej nie jest możliwe, aby zwykle krzaki podziurawiły nam podłogę z taką częstotliwością. Na domiar złego Szymon zgubił też licznik rowerowy. Także czekały nas w Kunming nie lada wydatki. Niestety szukanie po sklepach nie przyniosło oczekiwanych rezultatów, bo albo nie było danej rzeczy, albo była, ale za to słabej jakości i w dodatku droga. Jonathan sam z siebie zaproponował nam inne rozwiązanie, a mianowicie chiński odpowiednik naszego Allegro. Razem z Szymonem spędził dwa wieczory przekopując się przez stosy ofert, dzwoniąc z zapytaniem o dostępność produktów, a ostatecznie dokonując całego zakupu. Zaufał nam na tyle, że sam wyłożył pieniądze, które my oddaliśmy mu dopiero po świętach, gdy przelewy zadziałały, a my mogliśmy wyciągnąć fundusze z bankomatu.
Do Kunming wybraliśmy się też z innego powodu, a mianowicie musieliśmy przedłużyć wizy. Jednym z warunków, które trzeba spełnić jest potwierdzenie zakwaterowania, poświadczone przez lokalną policję. Jeżeli śpi się w hotelu, to takie zaświadczenie ponoć nie jest problemem. My jednak nocowaliśmy u Annie i Jonathana. Nie było dla nich jednak problemem, aby wybrać się z nami najpierw do dzielnicowego, który wpisał nas na listę mieszkańców i wydał odpowiedni papierek, a potem udać się z nami do pobliskiego komisariatu policji. Tam wytłumaczyli wszystko policjantce, a my po chwili mieliśmy już zaświadczenia w rękach. Także udało nam się złożyć wszystkie dokumenty wizowe i jedyne co nam teraz pozostaje, to czekać 8 dni roboczych na przedłużenie naszych wiz. Aby przez cały ten czas nie siedzieć w Kunming, postanowiliśmy odwiedzić jeszcze północny Junnan, ale o tych przygodach opowiemy niebawem. Wspominam o tym tylko po to, aby dodać, że nawet wtedy rodzina Su się o nas martwiła i dzwoniła z zapytaniem czy u nas wszystko w porządku.
Rodzinę Su zapamiętamy jeszcze z innego powodu. To z nimi i ich przyjaciółmi spędziliśmy naszą pierwszą Wielkanoc z dala od rodziny. Była wspólna modlitwa, śpiewanie piosenek, rozmowy o Polsce i Chinach oraz pyszne jedzenie, którego nie jedliśmy od czasu naszego wyjazdu z Polski. A wieczorem kolacja, podczas której my przygotowaliśmy typowo polskie danie, a oni chińskie specjały.
Nie jesteśmy jedynymi osobami, którym pomogli Anie i Jonathan. Są oni bowiem zapisani na Warmshowers.org (czyli portalu, zrzeszającym rowerzystów z całego świata, którzy udostępniają miejsce na nocleg w swoim mieście) i wielokrotnie gościli już wielu innych rowerzystów. Nawet z Polski. Gdybyście chcieli osobiście poznać, a może i zaprosić do swoich domów, tę fantastyczną rodzinkę, będziecie mieli okazję zrobić to w maju przyszłego roku, kiedy to najprawdopodobniej odwiedzą Polskę. Ich przygody możecie śledzić na ich blogu: sufamilyadventures.com.
Indeed, when one gives, one receives. This is true for our meeting with Szymon and Ania as well.
We received back so much from them. Not only are they incredibly fun, smart, adventurous, and generous, they also taught us a lot about how to bike in Yunnan and camp on the Great Wall. They shared much about Poland as well, preparing us well for our trip to Poland next year. They also keep us up to date with their recent travel news.
When they left, they gave us Vodka imported from Poland, a notebook with the map of Poland, and a bunch of chocolates that tastes similar to those in Poland. They even left their old tent which we will try to use in our one year trip. What a treat for us!
I hope our path will cross again in the near future, just as we had in Vietnam and China.
We also hope that we will meet again. Have a nice Journey!