Drogi czytelniku. Jak sam tytuł wskazuje wpis ten jest dedykowany osobom chcącym jechać w okolice Doliny Bartang. Pozostali czytają ten tekst na własną odpowiedzialność. Producent ostrzega: mogą pojawiać się symptomy zmęczenia, znużenia, a w konsekwencji uśpienia organizmu, prowadzące do głębokiego i niekontrolowanego snu. Z tego powodu w przypadku zaśnięcia czytelnika, autor tekstu reklamacji nie uznaje.
Azja

Wizowe perypetie w Azji Centralnej
Tak to już jest, że sporym ogranicznikiem w podróżach są wizy. A te w Azji Centralnej dorobiły się miana wyjątkowo upierdliwych i skłonnych do bardzo częstych zmian w warunkach ich wyrobienia. Ciekawą stroną, którą możemy polecić jest z pewnością Caravanistan.com, gdzie umieszczane są najświeższe informacje o sytuacjach wizowych w tych państwach. Niestety i w naszym przypadku kwesta wiz pokrzyżowała nam nieco zamierzenia, a może ujmę to inaczej, wykreowała nowy plan. Kirgistan, jako kraj do którego nie potrzebujemy wizy, miał być takim naszym przystankiem i jednocześnie polem bitwy o kolejne wizy. W planach mieliśmy zorganizowanie wiz do Tadżykistanu, Uzbekistanu, Turkmenistanu i aplikowanie o pozwolenie na wjazd do Iranu. Stamtąd zamierzaliśmy przedostać się do Indii jak najtańszym kosztem. Mógł to być prom, samolot lub nawet przejazd lokalnym transportem przez Pakistan.

Pożegnanie z Kazachstanem
Po trekkingu wróciliśmy do Ałmaty. Swoją gościnę ponownie zaoferował nam Artem. Problemu nawet nie robił dla niego fakt, że już miał innego gościa, swoją drogą również rowerzystę. Hamish, bo o nim mowa pochodzi z Australii i postanowił dotrzeć na swoim jednośladzie aż do Europy, a może i dalej. Takim oto sposobem w kawalerce u Artema, na kilku metrach kwadratowych spało czterech rowerzystów, bo nie wiem, czy już pisaliśmy o tym, ale nasz host uwielbia rower i sam przejechał już sporo kilometrów po górskim, niełatwym terenie. Balkon okupowały 3 rowery, czwarty na korytarzu. Po kątach rozłożone były sakwy rowerowe. To był nasz ostatni dzień w Ałmaty, więc w pokoju Artema trwało wielkie pakowanie. My po kilku dniach trekkingu, a Hamish po uzupełnieniu zapasów jedzenia. Kolejny dzień to wielka ewakuacja. Jako, że o 8:00 rano Artem musiał wyjść do pracy, my także postanowiliśmy znieść nasze bagaże przed tym czasem. Z Artemem postanowiliśmy być w stałym kontakcie. Jego rodzina mieszkała bowiem 20 kilometrów od Bishkeku, do którego zmierzaliśmy, zatem możliwe było ponowne spotkanie.

Jeziora Kolsai
Jeziora Kolsai są jedną z największych atrakcji południowego Kazachstanu. Trzy głębokie jeziora położone w górach, tuż przy granicy z Kirgistanem. Można je przyrównać do naszej Doliny Pięciu Stawów Polskich w Tatrach. Majestatyczne góry, natura, cisza raz po raz przerywana przez odgłosy ptaków i szum wody w potoku. Jeziora te znajdują się około 110 kilometrów od Almaty. Niestety jest to odległość mierzona prostą na mapie. W rzeczywistości czeka na turystę 300 kilometrów zróżnicowanej drogi. Raz asfalt, kręte odcinki, droga szutrowa z tumanami kurzu i malownicze wioski po drodze. Jeziora Kolsai leżą u podnóży gór Küngey-Alatau i nazwę swą wzięły od rzeki Kolsay, która przepływa przez nie wszystkie. Pierwsze jezioro położone jest na wysokości 1800 m.n.p.m., drugie 2250 m.n.p.m, a trzecie 2850 m.n.p.m. (więcej…)

Kanion Szaryński
Dochodzi 15:00. Trzy godzinne spóźnienie zwiastowało, że będzie ciekawie. Ale w końcu są! Pakujemy nasze plecaki do prawie pełnego już auta i zaczynamy przygodę, tym razem bez rowerów. Zhan jak zwykle z uśmiechem od ucha do ucha przedstawia nam swojego kolegę. Jeomi, bo o nim mowa, to Szkot, który wcześniej pracował w Astanie i tak poznał Zhana. Obecnie znalazł pracę w Hong-Kongu i postanowił odwiedzić kolegę. Tyle, że zapomniał o tym fakcie wspomnieć szefowi i zastanawia się jaka będzie jego reakcja po powrocie.

Almaty, coraz bliżej gór!
Pożegnaliśmy się z rodziną Yuriyego i udaliśmy się na stację kolejową. Przed nami długa droga, a miejsca, które udało się dostać niestety na górnych łóżkach. Na szczęście wprawę w ładowaniu się do pociągu już mamy, więc i tym razem sprawnie udało nam się ulokować wszystkie nasze graty, ale ja i tak czułam zdenerwowanie, czy aby na pewno wszystko się uda. Jednak spokojny Szymon jak zwykle nad wszystkim czuwał i już po chwili zapakowani siedzieliśmy w pociągu na drugi koniec Kazachstanu. O atrakcjach w pociągu już pisaliśmy przy okazji naszej przeprawy z Kunming do Pekinu chińskim składem, a następnie rosyjską koleją transsyberyjską z Irkucka do Omska. I tym razem było podobnie. Standardowo już trwały długie rozmowy z współtowarzyszami, było domowe jedzenie, które mieszało się z zapachem dopiero co przygotowanych chińskich zupek. Ogólnie rzecz biorąc panowało podróżnicze podniecenie.