Gdy zawitasz do Chin, on będzie Twoim częstym towarzyszem. Pojawiać się będzie zarówno w dzień jak i w nocy. Spotkasz go praktycznie na każdym kroku. Czy to w restauracji, sklepie, autobusie, czy może na ulicy. Albo go zaakceptujesz, albo będziesz się męczył tak jak ja.
Być jak celebryta
Czy wiecie jak wygląda życie celebryty? Taka osoba przeważnie jest kimś znanym. Piłkarzem, aktorem, czy też piosenkarzem. Uwielbiana lub nienawidzona przez tłumy, nie może spokojnie przejść przez ulicę. Zaraz jest wytykana palcami lub po chichu obgadywana. Przeważnie przechodnie lustrują ją wzrokiem od stóp do głów. Szeroko otwarte oczy, mimowolne westchnienia to tylko niektóre objawy zdziwionych osób widzących celebrytę. Gdy wchodzi do sklepu, restauracji czy urzędu, rozmowy milkną. Jest cisza. Pojawiają się szepty. Wiele par oczu wodzi za nią wzrokiem, a każde kichnięcie jest skrzętnie odnotowywane. Z ukrycia robione są zdjęcia, bo przecież trzeba się pochwalić na portalu społecznościowym, kogo się widziało. Co odważniejsi podchodzą i pytają się czy mogą zrobić sobie wspólną fotę. Wpatrzone oczy błagalnie proszą celebrytę o pozytywną odpowiedź. Zgodzi się czy nie? – zastanawiają się w duchu. Gdy się zgadza na twarzy proszącego pojawia się szeroki uśmiech. Będzie mógł się pochwalić zdjęciem rodzinie i znajomym. Nie jakimś tam zwyczajnym, ale unikatowym, zrobionym z nie byle kim, z celebrytą.
Junnan z „Gan bei” w tle
Gdy podróżujemy odkrywamy na nowo drugiego człowieka, który gdzieś w naszym rozpędzonym życiu skupionym wokół jednego miejsca stracił znaczenie. Na nowo zauważamy, że otaczający świat jest piękny, a ludzie dobrzy. Wystarczy się tylko rozejrzeć, a czasami i to nie jest potrzebne, bo inni dostrzegą Cię wcześniej. Zaproszą, ugoszczą, podzielą uśmiechem i dobrym słowem. Wszelkie bariery znikają. Nie ważne jaki masz kolor skóry, jakiego wyznania jesteś. Liczysz się Ty jako człowiek. Ilość prostej, niewymuszonej, często spontanicznej dobroci odkryliśmy w miejscu, które byśmy nawet o to nie posądzali, a jednak okazały się nim Chiny, a dokładnie Junnan.
Pierwsze dni w Chinach
Kiedyś usłyszeliśmy, że Chiny można albo kochać albo nienawidzić. My po pierwszym dniu spędzonym w tym kraju nie jesteśmy w stanie tego stwierdzić. Wiemy już jednak, że będzie ciekawie, choćby ze względu na to, że tu mało kto po angielsku mówi. Ale jak dwie strony są skłonne do komunikacji, to i bez wspólnego języka można się dogadać.
Boten – miasto niespodzianka
Gdy już myślisz, że Laos nie może Cię niczym nowym zaskoczyć. Uważaj! Możesz się grubo mylić. Tak właśnie było w naszym wypadku. Do granicy zostało zaledwie 7 kilometrów. Według mapy ostatnią miejscowością miało być Boten. Takie małe miasteczko, czy też raczej wieś, bo te kilka ulic miasta z niego raczej nie robią.
Północny Laos kołem się toczy
Przyznam szczerze, że zastanawialiśmy się z Anią, czy nie ominąć północnego Laosu. Powód? Każdy napotkany rowerzysta, który przejechał ten kraj opowiadał o północnych, górzystych terenach, które dały mu w kość. Ostrzegano nas także o wypalanych w marcu trawach, czego efektem są gęste dymy, potrafiące dusić i nie pozwalać rozkoszować się widokami. Ponieważ plan zwiedzania Laosu przypadł właśnie na marzec, był to dla nas problem. Dodatkowo napominano nas, abyśmy uważali na ciężarówki, które nie umilają jazdy rowerzystom, a wręcz są niebezpieczne dla nich. Główne drogi posiadają betonowe, głębokie rowy zamiast pobocza, także ratunek przed tymi kolosami może się skończyć nie mniej tragicznie.
- Strona 17 z 21
- « Pierwsza
- «
- ...
- 10
- ...
- 15
- 16
- 17
- 18
- 19
- ...
- »
- Ostatnia »